czwartek, 7 lutego 2013

Vanitas vanitatum et omnia vanitas

 Marna,szarpana,chaotyczna.Taka właśnie była gra reprezentacji Polski w dzisiejszym meczu. Niby mamy dobrych zawodników, niby nie mamy ostatnich ogórków tej kadrze, mimo to w większości spotkań dostajemy klasyczny wpierdol. Brakuje nam 'tego czegoś' i dlatego ciągle dostajemy w dupę.

 Dzisiejszy mecz może nie był najsłabszym w wykonaniu naszej drużyny, ale na pewno grali już oni lepsze spotkania. Byli ludzie którzy się wyróżniali i byli też ci, którzy na boisku znaleźli się przez przypadek. Bramkarze jak zwykle nie zawiedli. Boruc zaliczył dobry powrót do reprezentacji Polski, przy bramce na 1;0 nie miał nic do powiedzenia, a i tak pierwszy strzał wyjął bardzo dobrze. Szczęsny tak samo, dobra gra, przy drugiej bramce zrobił co mógł. Tak więc bramkarze spisali się dobrze. Łukasik raczej na plus, chociaż nie był to jego najlepszy występ, jednak przerywał akcje, starał się rozgrywać, walczył. Błaszczykowski w kratkę, coś tam próbował, zaraz potem bezmyślnie tracił. Jednak widać, że jest on motorem napędowym naszej drużyny, bez niego z przodu ciężko byłoby zagrać jakąkolwiek składną akcję. Lewandowski... Dziwna sprawa z tym człowiekiem. W Borusii gra tak, że ręce same składają się do oklasków, po czym przychodzi mecz w reprezentacji i Roberta nie ma. Ma swoje sytuacje, ale skutecznie je marnuje. Jasne, wiadomo, że każdy wolałby grac mając za plecami Götze czy Reusa, ale jak się nie ma co się lubi... Gdyby wykorzystał to co miał do strzelenia, nikt nie miałby do niego pretensji, a tak od meczu z Grecją nie może trafić do siatki...
 Formacja defensywna to jedna wielka pomyłka. Co wyprawiał w tym meczu Perquis nie da się opisać w kilku słowach. Grał tak tragicznie, że gdyby w przerwie zmienić go na jakiegoś stopera z okręgówki, nikt nie połapałby się, że to nie Francuz. Otwierające podania miał całkiem niezłe, szkoda tylko że pod nogi Irlandczyków, a nie zawodników w biało-czerwonych strojach. Boenish podłączał się do przodu, ale wiele z tego nie wynikało. Fakt faktem, że dawno nie grał na prawej obronie, ale umówmy się, kolosalnej różnicy między prawym a lewym bokiem obrony chyba nie ma. Glik przeplatał dobre zagrania z beznadziejnymi kiksami. Chyba jeszcze nie odkręcił się po tym jak zabawił się z nim Suarez. Pawłowskiego trochę zżarła trema. To co grał w ekstraklasie, w Zagłębiu, a to co grał dzisiaj to jak niebo a ziemia. Nie wiem, czy się zesrał, czy stracił formę, w każdym razie na pewno nie tego od niego oczekiwano. Jednego nie można mu było odmówić - walki i zaangażowania. Chociaż z tym akurat nie ma w polskiej drużynie problemu. Taki przynajmniej plus tego wszystkiego, nie umiemy technicznie, to przynajmniej staramy się wybiegać mecz.
 Prawdziwy pokaz ambicji i walki zaprezentowała drużyna Irlandii. Aż miło było patrzeć na ich grę. Może nie są wirtuozami futbolu, może nie grają jakiejś efektownej piłki, ale walczą. Gryzą trawę. Tam nie ma odpuszczania, tylko jest walka o każdą piłkę, o każdy centymetr boiska. Charakterystyczna sytuacja miała miejsce jakoś pod koniec pierwszej połowy, kiedy Glik dostał żółtą kartkę. Wjechał wyprostowaną nogą w piszczel któregoś z Irlandczyków tak, że sędzia spokojnie mógł wyciągnąć czerwony kartonik. Wyglądało to naprawdę nieprzyjemnie, a co zrobił sam poszkodowany? Rozmasował przez chwilę nogę, wstał i grał dalej, jak gdyby w ogóle przed chwilą nie został wycięty równo z trawą. Oni mają w DNA walkę i ambicję, możemy się w tym temacie od nich bardzo dużo nauczyć.

Zapraszam na fanpage na facebooku. [KLIKNIJ TUTAJ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz